Czekam aż wróci ONA
Obecny tydzień, można nazwać totalnym przebudzeniem piłkarskiej Europy po okresie zimowym. Wszak do rywalizacji wrócili piłkarze w Lidze Mistrzów. Rozpoczęła się więc walka o pilota we wtorkowe i środowe wieczory, bo przecież jak można oglądać mecz piłki nożnej, skoro leci „M jak Miłość”. A do tego wszystkiego dojdzie jeszcze czwartkowa Liga Europy i dzisiejszy mecz o godzinie 21.00 Ajax-Legia. Trzeba powiedzieć, że po zimowym śnie wróciła piłka na najwyższym światowym poziomie.
Nie zapominajmy także o powrocie polskiej Ekstraklasy. Co prawda, światowego poziomu tam niewiele, no chyba, że chodzi o trybuny i kibiców, bo oni do czołówki na świecie należą zdecydowanie. Powróciły więc żale i narzekania, jaka to Polska piłka jest słaba, jaka skorumpowana i w ogóle, że brak dla niej świetlanej przyszłości. Piłkarze za słabi, trenerzy za wymagający, stadiony, a nie, stadiony mamy w większości bardzo dobre, nie ma co wybrzydzać. Ale jeśli chodzi o zaplecza, to one pozostawiają wiele do życzenia. Ogólnie to z polską piłką jest jak z disco polo, nikt się nie przyznaje że ogląda, a każdy wie co się w niej dzieje.
Dzieje się tak z czystego sentymentu. Bo zawsze lepiej jest wybrać się na mecz swojego ukochanego klubu i zobaczyć go na żywo, niż siedzieć przed tv i oglądać jakąś zagraniczną transmisję. I nikt mi nie powie, no chyba tylko osoba która w życiu meczu na żywo nie oglądała, że nie dostarcza mu większych emocji mecz lokalnego klubu niż Realu czy Barcelony w tv. Tego nie da się porównać. Idziesz na mecz, siadasz z kumplami i żyjesz tą atmosferą. Do czego zmierzam? Do swoich typowo lokalnych realiów. Bo choć zdarza mi się bywać na meczach ekstraklasy to nie ukrywam, że z utęsknieniem czekam na inaugurację wiosny w wykonaniu mojego LKS-u Czaniec.
Każdy kto ma swój mały lokalny klubik, może nawet nie mały, po prostu swój klub i chodzi na jego mecze od dłuższego czasu, przyzna mi rację, że emocje jakie tym spotkaniom towarzyszą są prze ogromne. Czy nie mieliście już nie raz złudzenia, jakoby ten mecz na poziomie lokalnym, nieraz czysto amatorskim, wydaje się dużo lepszy do oglądania niż wielka piłka w telewizji? Ja właśnie takie odczucia mam co weekend, będąc na meczu swojej drużyny.
Dlatego jakoś szczególnie nie „jara” mnie powracająca Liga Mistrzów czy Liga Europy, choć nie powiem, oglądnąć tego typu widowisko lubię i robię to dość często. Jednak nie towarzyszą temu jakieś specjalne emocje tylko czysta sportowa ciekawość i po prostu zamiłowanie do piłki bo przecież nie do seriali. Stąd odliczam już czas do pierwszego gwizdka i czekam aż wróci do gry ONA, jedna jedyna i tak naprawdę dostarczająca mi wielkich przeżyć sportowych, rodzima liga. I każdemu kibicowi życzę takich emocji związanych ze swoim rodzimym klubem, a jeśli jesteś tylko kibicem kanapowym, to zrób coś dla siebie i idź na mecz swojej drużyny, zobaczysz że warto!
Chcesz zobaczyć więcej naszych felietonów? Kliknij w link: Felietony>>. Zapraszamy!
Komentarze