Czysty futbol przemija nieuchronnie...
Sezon ligowy jest już za półmetkiem. Dwadzieścia jeden kolejek jakie rozegrały drużyny w rundzie jesiennej Trzeciej Ligi Opolsko-Śląskiej to rekord tych rozgrywek. Nigdy po reorganizacji na tym szczeblu rozgrywek nie grano z taką częstotliwością. A to jeszcze nie koniec bo na wiosnę pozostało do rozegrania siedemnaście kolejek co daje w sumie 38 ligowych spotkań. Taką ilość meczów w jednym sezonie do tej pory można było oglądać w najlepszych ligach świata tj. Anglia, Hiszpania, Włochy i to nie w trzeciej czy czwartej lidze, ale na najwyższym szczeblu rozgrywek. Czy zatem zrobiono z piłki na amatorskim poziomie ogromny marketing?
Przez mgłę pamiętam czasy, kiedy się grało – ha, cóż za mocne słowo – w piłkarskich szóstkach czy też piątkach, czwórkach itp., od czasu do czasu nawet z niezłym skutkiem, lecz w dalszym ciągu czysto amatorsko. Bez kasy (znaczy ładowało się zawsze własną – na składkowe i gałę), kibiców, presji (a nie, sorry, presja była, bo kumple lubili się później nabijać), czy setek innych związanych dziś z profesjonalnym, czy już nawet pół-profesjonalnym, uprawianiem futbolu zbędnych praw i obowiązków. Dobre słowo, bo dziś piłkarze futbol uprawiają, tyle że ziemia najczęściej i tak leży odłogiem. Ale pamiętam z tamtych czasów dwie najważniejsze rzeczy. Pierwsza to każdy, za wszelką cenę chciał wygrać co zrozumiałe, choć nie było wtedy tej całej kalkulacji, taktyki itd. Po prostu walka o zwycięstwo na całego. Drugą rzeczą był fakt, że grało się praktycznie codziennie. Wielu pewnie się zastanowi jak to możliwe. Miałem to szczęście, że czasy mojej młodości spędzałem na boisku z kumplami, a nie przed monitorem komputera. I tak kopiąc w zespole trampkarzy, czy później juniorów, przychodziło się na trening dwa razy w tygodniu we wtorki i czwartki, a w pozostałe dni grało się z kumplami, także w niedzielę mimo iż w sobotę do południa był mecz ligowy. Ktoś powie, wariactwo, amatorka. Ale ja mówię, że to był prawdziwy sport i to w dodatku w czystej postaci bo mimo często zmęczenia walczyło się zawsze o honor na osiedlu, czy podwórku. Słowa legendarnego brazylijskiego piłkarza Dungi: „By zwyciężać, musisz wiedzieć jak znieść cierpienie. W krytycznym momencie musisz mieć odwagę, by wstać z kolan i walczyć do końca” opisują dobrze tamten okres.
Wróćmy do dzisiejszych czasów. Sezon ligowy 2014/2015 w naszej lidze, przyniósł aż 38 kolejek ligowych. Zewsząd można usłyszeć biadolenie wszystkich piłkarzy czy trenerów że gramy zdecydowanie za dużo. Ale zobaczmy, że większość z tych zawodników, którzy dzisiaj mają zaszczyt bronić barw LKS Czaniec, to chłopaki które jeszcze gdzieś tam otarły się o te czasy częstej gry podwórkowej. I moim zdaniem, nakręcanie informacji, że zawodnicy narzekają na ilość spotkań bo są zmęczeni, to po prostu złudne szukanie uzasadnienia chociażby przegranych spotkań. Bo skoro ktoś za młodu grał codziennie po kilka godzin z kumplami, to co stoi na przeszkodzie, żeby robił to teraz? Zwłaszcza, w dobie tylu możliwości odnowy biologicznej i regeneracji. Także czynnik fizyczny to nie jest argument przeciwko graniu takiej ilości spotkań.
Co zatem jest takim czynnikiem? Może syndrom piłkarza wygodnego? Który najpierw będzie patrzył czy kasa na koncie się zgadza, a potem przemyśli czy podjąć walkę na boisku. I tutaj widzę sedno całej sprawy. W poprzednim sezonie graliśmy 30 kolejek, w tym trzeba zagrać 38 a kasa jest taka sama. Wróćmy znowu do akapitu o czasach młodości. Próbując wtedy kopać gałę, dokładało się do tego swoje pieniądze nie mając z tego żadnych korzyści finansowych. Nikt nie narzekał, że chciałby coś w zamian, po prostu kopało się dla czystej przyjemności. Ale to nie tyle wina samych piłkarzy co ich menagerów, którzy wpajają im do głowy, że mają przed sobą wielką przyszłość i muszą się wysoko cenić. To nie jest czysty sport to jest marketing, bo na takim szczeblu rozgrywek to kasa powinna co najwyżej być przyznawana piłkarzom za wygrany mecz, jak czynnik motywujący, a nie tak jak kiedyś „Czy się stoi, czy się leży…”.
Spójrzmy na tą sprawę z innej strony, ze strony działaczy czy prezesów klubowych. Związek piłkarski podjął decyzję o takiej, a nie innej liczbie kolejek ligowych. Przypominam, że zawodowych zespołów w tej lidze jest może 4 lub 5. Reszta to zespołu teoretycznie czysto amatorskie. A opłaty związane z, często wątpliwą, obsługą sędziowską dobijają do około 40-50 tysięcy złotych na sezon na jeden klub. Zespołów jest 20 więc łatwo przeliczyć jaki marketing robi nadrzędny związek piłkarski na takim systemie rozgrywek. Do tego dochodzą opłaty związane z karami za kartki itp..
Do tej pory myślałem, że profesjonalna piłka, oparta na pieniądzach, jest tylko w najwyższej klasie rozgrywkowej i co najwyżej w pierwszej lidze. W tym momencie dochodzimy do sytuacji, że futbol profesjonalny, bo za taki uważam granie za pieniądze, dochodzi już nawet na poziom trzeciej ligi (czwarty poziom piłkarski w Polsce), a nawet jeszcze niżej. Zawodnicy wymagają niejednokrotnie kosmicznych pieniędzy, za nieraz wątpliwe umiejętności, a związkowcy sterujący rozgrywkami „doją” kluby z ostatnich pieniędzy, wprowadzając je często w poważne długi. Warto zaznaczyć, że w polskiej piłce system choćby opłat sędziowskich dokonywanych przez kluby obowiązuje od drugiej ligi. Sędziowie pierwszej ligi i ekstraklasy są opłacani przez Polski Związek Piłki Nożnej.
Choroba zmieniająca czysty, piękny sport w marketing zżera powoli co biedniejsze kluby. A prawdziwy duch sportu, kiedyś propagowany na podwórkach, zanika nieuchronnie i jeśli ktoś w końcu tego nie zmieni to nie boję się tego powiedzieć, za jakiś czas zniknie ostatecznie, pozostając dostępny tylko dla zespołów które mają pieniądze i które dają się ograbiać z tej kasy menagerom i władzom związkowym… .
Komentarze