Felieton: Kibic sukcesu powodem niskiej frekwencji

Felieton: Kibic sukcesu powodem niskiej frekwencji

Przy okazji ostatniego spotkania ligowego naszły mnie pewne przemyślenia dotyczące frekwencji podczas meczów LKS Czaniec. Poszperałem trochę w pamięci i przed oczami stanął mi widok kompletu widzów na Naszym stadionie. Hmm… kiedy to było? Pamiętam spotkanie które odbyło się 4 czerwca 2011 roku. Ostatnie derby Gminy Porąbka z zespołem Zapory. Na stadionie było wtedy prawie 500 widzów. Wygraliśmy 2:0. Dzisiaj jednak taki widok to już rzadkość i nie boję się stwierdzić, że takiej frekwencji na Naszym stadionie długo niestety nie będzie.

Jesteśmy żywym przykładem tego, że wysoki awans sportowy wiejskiej drużyny, a nie ma co kryć że III liga to jest szczyt marzeń wielu malutkich i biednych drużyn i często w sferze marzeń ten szczyt pozostaje, nie koniecznie wiąże się ze wzrostem frekwencji. Dlaczego tak się dzieje?

Otóż przyczyn tego typu zjawiska jest wiele, jednak ja skupię się na jednym, jak dla mnie najistotniejszym, a mianowicie stereotypie „kibica sukcesu”. Nie ma co ukrywać, że sukces sportowy, zwycięskie mecze wiążą się z tym, że frekwencja wzrasta. I tak też było podczas decydujących spotkań o awans do III ligi, gdzie m.in. podczas spotkania z Unią Racibórz na trybunach zasiadło około 300 osób mimo terminu w środku tygodnia. Inną taką sytuacją było pierwsze spotkanie na trzecioligowym froncie z Polonią Łaziska, gdzie mimo niekorzystnej aury LKS-owi kibicowało niespełna 350 widzów.

Jednak później przyszedł czas na ciężki ligowy byt LKS-u. Trzeba było zebrać tak zwane frycowe po awansie, a więc pojawiło się kilka porażek przed własną publicznością. I co w takiej sytuacji robi „kibic sukcesu”? Już nie przemawiają za nim argumenty czysto sportowe, bo o nie ciężko będąc tylko ligowym średniakiem. Taki kibic woli sobotnie popołudnie spędzić w kapciach przed telewizorem lub na grillu we własnym ogrodzie. Wieczorem przeczyta w Internecie, że jego „ukochany” klub znów przegrał i tym samym utwierdzi się, że dobrze zrobił zostając tego popołudnia w domu. Podobnie ma się sprawa, jeśli jednak jego klub się przełamie i jakimś cudem wygra. Stwierdzi, że to dzieło przypadku znajdując tym samym usprawiedliwienie dla wyrzutów sumienia które nim szarpią, że nie zobaczył tej ważnej ligowej wygranej.

Mało tego taki kibic, zamiast wesprzeć zespół w trudnej sytuacji, potrafi publicznie zbesztać jego działaczy, zawodników i rzecz jasna tych „durnych” kibiców, którzy jednak decydują się wspierać swój klub w trudnych chwilach.

A więc jest przyczyna tego stanu rzeczy. Jak dla mnie najważniejsza, bo niech mi nikt nie mówi, że wzrost cen biletów z 8zł do 10zł jest powodem tej sytuacji. Ta różnica jest czysto psychologiczna, a przecież pieniądze ze sprzedaży biletów nie idą do kieszeni prezesa czy działaczy, a są zawsze przeznaczane na bieżące wydatki takie jak choćby opłata sędziów. I jeśli dla kogoś jest to najważniejszy powód to niech się zastanowi co znaczy być kibicem. Bo wsparcie słowne jest dobre ale podczas pogrzebu. My jednak jeszcze grzebać Naszego LKS-u nie mamy zamiaru.

Zastanawiam się czy jest jakiekolwiek rozwiązanie problemu z frekwencją. Zbudowanie drużyny, która będzie wygrywać mecz za meczem? Po pierwsze, za co zbudować taką drużynę? Przecież już teraz mamy na tyle mocny zespół, że w tak trudnej lidze potrafimy zajmować miejsce w środku tabeli, mając zarazem jeden z najmłodszych składów w tak mocnej lidze, z takimi rywalami jak Polonia Bytom, Odra Opole czy BKS Bielsko. Po drugie, ten klub nie potrzebuje gwiazdorów tylko prawdziwych „rzemieślników”.

Inne rozwiązanie? Myślę i myślę i… mam! Wychowankowie! Tak to jest myśl! Wprowadźmy do pierwszego zespołu młodych chłopaków z Czańca, dajmy im grać, a za nimi będą przychodzić na trybuny ich rodziny! Hola, hola… . O jakich My wychowankach mówimy? Bo chyba nie o tych, którzy papiery na grę mają, ale woleli wybrać grę w klasie A (3 ligowe poziomy niżej) bo przecież cztery treningi w tygodniu to za dużo, a w dodatku te dalekie wyjazdy przez co istnieje możliwość że nie zaliczę sobotniej libacji, wracając z tej wojaży po północy… . Niech nikt się nie oburza, bo taką właśnie, niestety mamy młodzież. Jedynym wychowankiem, który Nam się ostał jest młody Waligóra. Chłopak walczył dwukrotnie z poważną kontuzją kolana, po której nie jeden by się poddał, miał trzy letni rozbrat z piłką i potrafił wrócić i mało tego wywalczyć sobie miejsce w składzie. I tutaj „kibice sukcesu” powiedzą, że dlatego że jest synem prezesa… . Śmiać mi się chce słysząc takie komentarze z ust osób które o piłce wiedzą tyle, że gra 22 zawodników, a wygrywa ten kto strzeli więcej goli. Z takich wychowanków powinniśmy być dumni! To jest właśnie prawdziwy typ zawodnika-rzemieślnika, o którym pisałem wcześniej. Na poparcie moich słów napiszę, że Szymon został wybrany przez obcych dziennikarz portalu sportowasilesia.com najlepszym piłkarzem ważnego, wygranego spotkania ze Swornicą!

Wracając do tematu, uważam że nie ma sensownego rozwiązania sytuacji małej frekwencji na Naszym stadionie. Prawda jest taka, że kto ma wspierać ten zespół, ten będzie to robił na dobre i na złe nie patrząc na tak zwane „koszty”. I prawdę mówiąc tacy ludzie są potrzebni w tym klubie, w tych trudnych czasach. Co do reszty to bardzo Wam dziękuję, ale jeśli macie przychodzić i oceniać coś o czym nie macie pojęcia to lepiej zostańcie na wspomnianym wcześniej fotelu, bądź przy grillu i miejcie wyrzuty, że omija Was najlepszy okres w historii tego klubu. A za parę lat będziecie sobie pluć w brodę, że można było zrobić więcej żeby ten klub uratować. Pozdrawiam normalnych i zapewniam, że mój ukochany LKS był jest i będzie!!!

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości