Szacunek się należy!

Szacunek się należy!

Od jakiegoś czasu zastanawiam się jaki wymiar ma gra na poziomie 3 ligi w Polsce. A dokładniej chodzi o to czy miejsce w takiej lidze powinien mieć klub, hmm… jakby to określić, najlepiej wprost, klub wiejski? Oczywiście chodzi mi tutaj o położenie terytorialne i charakter miejscowości. Takim klubem jest na pewno LKS Czaniec, wszak miejscowość Czaniec to, patrząc ze względu osadniczego, wieś.


Jak wiadomo, gra na tym poziomie ligowym wymaga bardzo dobrego przystosowania organizacyjnego klubu. Chodzi zarówno o organizację zarządu, jak i drużyny. Pytam czy ma to sens przez pryzmat swojego zespołu z Czańca bo jakby jego sytuację znam najlepiej, ale jestem święcie przekonany, że w wielu „wiejskich” klubach może to wyglądać podobnie. Zarząd klubu składa się z kilku osób, przeważnie mocno „doświadczonych wiekowo”, a i tak wszyscy wiedzą, że zdecydowana większość spraw spoczywa na barkach Prezesa. Nikt oczywiście nie ujmuje pomocy zarządu, czy ludzi związanych z klubem, którzy robią wiele z czystej pasji, nie mając z tego nic poza satysfakcją i za im chwała. Nie chciałbym się skupiać na tym kto i ile wkłada w istnienie „wiejskiego klubu” na tak wysokim poziomie rozgrywkowym, ale chodzi mi o sam fakt tego, że robiąc coś społecznie, z czystej miłości do piłki, klubu, można osiągnąć sukces. Bo niewątpliwie i nie bójmy się tego powiedzieć, obecność w 3 lidze LKS-u Czaniec, to jest coś naprawdę niesamowitego. Wystarczy popatrzeć na drużyny z jakimi przychodzi się mierzyć na trzecioligowych boiskach. Są to zespoły z dużych miast Bielsko-Biała, Jastrzębie, Bytom, Opole, Mysłowice, Zabrze, Chorzów, Gliwice. Tak więc jakim cudem udaje się utrzymać tak mały zespół w gronie takich potentatów?


Pieniądze? Ależ skąd… . Tutaj wielkich pieniędzy, takich jak np. w Górze czy swego czasu w Żabnicy, czyli też klubach „wiejskich”, nigdy nie było i na pewno nie będzie. Jest co prawda grono sponsorów, raz jest ich więcej raz mniej, którzy regularnie zasilają klubową kasę ale o stałym i stabilnym budżecie nie ma mowy. Futbol w małej miejscowości nie przyciąga wielkich sponsorów, albo inaczej nie przyciąga sponsorów na stałe, a jeśli już to są to chwilowe epizody, które wcześniej czy później kończą się degradacją klubu na poziom regionalny. W Czańcu nigdy takiego nie było, a degradacji nie doświadczyliśmy. Mało tego, często w klubowej kasie brakuje grosza, a mimo to udaje się wiązać koniec z końcem.


Organizacyjnie zatem, jak wspomniałem wcześniej, leżymy, bo poza pasją kilku osób o czymś bardziej profesjonalnym nie ma mowy. Finansowo, także potentatem nie jesteśmy, wręcz przeciwnie. Co zatem sprawia, że tak mały klub wciąż gra na tak wysokim poziomie? Wiele razy się nad tym zastanawiałem i co pierwsze przychodzi mi do głowy? Upór prezesa Waligóry i ludzi wokół niego. Nie wiem czy kogoś to zdziwi, oburzy czy może wręcz przeciwnie ktoś zgodzi się ze mną, ale śmiem twierdzić, że gdyby nie Wojciech Waligóra, LKS Czaniec nigdy nie grałby na tak wysokim poziomie. To ten facet w 1991 roku przejął stery w Naszym klubie. Wtedy był to najmłodszy Prezes i chyba nikt się nie spodziewał, że osiągnie taki sukces. LKS Czaniec wtedy grał w B klasie, dzisiaj jest w 3 lidze. Chapeau bas [czytaj: “szaPO BA”] dla Pana Prezesa, ale i dla wszystkich ludzi zaangażowanych i wspierających rozwój tego klubu, za to wszystko co robią dla LKS-u. I to jest cały klucz do sukcesu. Osoby, które tylko dla własnej satysfakcji potrafią oddać się sprawie bezwarunkowo.


Takich osób w dzisiejszej piłce po prostu brakuje. Prawdziwych fanatyków, którzy poświęcają swój czas, ponoszą koszty, nieraz nie osiągając żadnych zysków, oczywiście nie mówię o zyskach finansowych. Bo jestem przekonany, że jeśliby przyszło się rozliczyć Prezesowi czy innemu działaczowi LKS-u, to nie znajdę na ich koncie ani jednej złotówki pozyskanej z klubu. Czy zatem takie osoby mogą być lekarstwem na marazm dzisiejszego futbolu? Na pewno! Ale jak już wspomniałem takich osób jest niewiele, a tzw. „Leśne dziadki” trzymają się swoich stołków zaciekle.


Na koniec chciałbym odpowiedzieć na zadane we wstępie pytanie. Czy na tak wysokim ligowym poziomie jest miejsce dla wiejskiego małego klubiku? Klubiku biednego, opierającego się na wiekowych działaczach, udzielających się czysto społecznie i na kilku miejscowych sponsorach. Gdzie ludzi na mecz przychodzi około 100. Odpowiadam, że jest oczywiście że jest! Dlaczego? Choćby dlatego, że w tym całym dzisiejszym chorym świecie, biegnącym za pieniądzem, warto popatrzeć na ten mały klubik, który na przekór wszystkim pozwala sobie na tak dużo, w sensie sportowym, w świecie tych „olbrzymich” zespołów. I jeśli ktoś z przedstawicieli tych właśnie klubów czyta ten artykuł, to niech to będzie dla Ciebie lekcja pokory, że Twój klub zasilany olbrzymimi pieniędzmi z miasta czy od sponsorów, mający na etacie całą administrację, łącznie z Prezesem, reprezentuje ten sam poziom ligowy, co ten maluczki LKS Czaniec. I jeśli się mocniej zastanowisz to pomyślisz: „Szacunek dla tego klubu się należy”. Nie mam na celu wychwalanie tylko LKS-u Czaniec, ale jego sytuację znam najlepiej. Szacunek dla wszystkich małych klubików, którzy na przekór finansowej machinie tworzą swój klub z czystej pasji, której w dzisiejszej piłce niestety brakuje… .

fot.: www.sportowasilesia.com

Chcesz zobaczyć więcej Naszych felietonów? Zapraszamy: http://lksczaniec.futbolowo.pl/felietony

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości